Kierunek – Durrës (przez stolicę)
Z Kruje pojechaliśmy drogą SH1 w kierunku Tirany, by choć przelotem rzucić okiem na stolicę. Gwarancja dobrej drogi była dodatkowym argumentem „za”. Przed nami tylko ok. 50 km, czyli godzina jazdy, do Durres dojechaliśmy więc bardzo późnym wieczorem. W mieście nie było gdzie bezpiecznie zaparkować, ponieważ w części nadmorskiej żyje ono głównie nocnym życiem – wszechobecne imprezy, chwiejący się na wesoło turyści, i tylko jakby mniej miejscowych. Parkujemy naszą Skodę na plaży, kupujemy napoje w jednym z wielu otwartych mini-sklepów. Tej nocy śpimy w śpiworach na piasku.
Wieża Wenecka w Durrës
Rano przejeżdżamy na parking możliwie najbliższy naszym celom – krótki spacer nabrzeżem w stronę niewielkiej, ale dobrze zachowanej Wieży Weneckiej. Prosto z niej spacer uliczką Anastas Durrsaku (można szybciej równoległą Bulevardi Epidamn, mini-deptakiem z licznymi sklepikami, ok. 350 m), wzdłuż świetnie zachowanych murów obronnych, plantami, w stronę amfiteatru. Przechodzimy obok budynku Albanian College, mijamy m.in. popiersie Telata Nogi – jednego z narodowych bohaterów, torturowanego i zmarłego w obozie koncentracyjnym Mathausen 5 marca 1945 roku. Wstępujemy też na pizzę do jednej z licznych w okolicy pizzerii i barów, choć mało który lokal otwarty jest przed południem. Skręcamy w ulicę Sotir Noka, a nią w Kalase, by wyjść tuż przy ruinach amfiteatru.
Durrës: amfiteatr i nieczynne muzeum
Można odnieść wrażenie, że o dawnym rzymskim amfiteatrze przypomniano sobie całkiem niedawno, i nie ma na jego ekspozycję dobrego pomysłu. Tak było ponad 10 lat temu, nie wiem, jak i czy prace ruszyły później. Z amfiteatru już Bulevardi Epidamn idziemy prosto do portu. W tym miejscu warto zrobić sobie krótką przerwę w niewielkim, ale zazielenionym parku (sic!) miejskim, na promenadzie o wdzięcznej nazwie „Wołga” (Vollga).
W porcie widok iście… portowy. Adriatyk w tym miejscu nie może być czysty, na brzegu totalne śmietnisko. W takich okolicznościach przyrody nawet Muzeum Archeologiczne (ul. Taulantia) nie wygląda atrakcyjnie. Niestety, w tamtym czasie było nieczynne. W tej sytuacji mieliśmy więcej czasu na „miasto okien”, czyli Berat, w którym planowaliśmy też nocleg. Zamek w Beracie to jedno, ale uliczki i zakamarki samego miasteczka okazały się jednymi z najbardziej urokliwych miejsc podczas tej podróży. Najpierw jednak trasa, drogą krajową nr 4 (SH4), w stronę Lushnji, za którą zjeżdżamy na SH72, i którą dojeżdżamy do położonego w środkowej części kraju okręgu Berat.