Kruje: zamek, turecki targ i sporo albańskiej historii
Droga do Kruje okazała się kolejnym wyzwaniem dla naszej starej Skody. Trasa w przebudowie (lepiej powiedzieć: w budowie), jazda w tumanach kurzu i praktycznie bez oznaczeń. To nie czas GPS-ów, lecz papierowe mapy i rzadkie, ale jednak, znaki, wspomagają.
Kruje – atrakcje (w tym kulinarne)
Kruje to przede wszystkim zamek-warownia, z muzeum Skanderbega, i niewielkim, acz uroczym muzeum etnograficznym, składającym się z kilku ciasnych izb, w których zebrano dzieła kultury ludowej. Poza tym to miasto, leżące na sporym wzniesieniu, do którego zjeżdżają tysiące turystów – urocze, od średniowiecza jedno z najważniejszych w kraju. Wizytówka. Malowniczo położone, z każdą chwilą odkrywało przed nami swoje uroki. Niełatwo było zaparkować samochód, podobnie ze znalezieniem zachęcającego do odpoczynku baru lub restauracji. Kiedy już przysiedliśmy w jednym z nich – barze Derexhiku – w klimacie przypominał raczej czeską knajpę, do której inspekcja bhp dawno nie zaglądała.
Kruje – w drodze na zamek
Zużyte ceraty, biegające po ścianach karaluchy, barman nalewający gościom niegazowaną wodę prosto z kranu. Mimo tego poczęstowaliśmy się butelką wina i piwem, oboma otwieranymi w naszej obecności. Do piwa dołożyliśmy zupę, którą jedli też inni goście, uznaliśmy więc, że bez ryzyka. W drodze na zamek mijamy niewielki, acz fantastyczny bazar rękodzieł, tkanin, strojów i lokalnych pamiątek. To dawny turecki targ, dość spokojny o tej porze. Przystajemy, żeby popatrzeć na tkane na bieżąco tkaniny. Brukowaną drogą dostajemy się do celu. Skwar daje się we znaki, woda znika w oka mgnieniu; na szczycie kawiarnia i pizzeria w jednym, ważne, że zacieniowana. Przysiadamy na kawę i wodę. Chwila oddechu i spacer wśród ruin, choć jesteśmy na dużym zmęczeniu.
Muzeum Etnograficzne w Kruje
Na górze turystów wciąż niewielu, mimo to zamiast muzeum Skanderbega wybieramy Muzeum Etnograficzne, otrzymując w ramach niewielkiej opłaty za wejście starszego przewodnika, który łamanym angielskim snuje nam opowieści z historii miejsca i zgromadzonych tam przedmiotów i urządzeń. Muzeum jest przytulne – przechodzenie z małej do jeszcze mniejszej izby, wąskimi przejściami, przez kolejne stare, drewniane drzwi, ma niemuzealny charakter. Wśród eksponatów 250-letnia, jedwabna koszula, w spadku po kilku narzeczonych. Po wyjściu z muzeum jeszcze chwila spaceru murami wokół zamku, trochę schodów, na których można przysiąść.
W stronę Durres
W drodze powrotnej z Kruje zostało nam zwiedzanie małego, starego meczetu. Po drodze zatrzymujemy się też niedaleko, by popatrzeć chwilę na lokalne rozgrywki piłki nożnej. To był dobry dzień; męczący, ale atrakcyjny. Pora na wybrzeże Adriatyku – kierunek: portowe Durres. Drugie największe miasto Albanii.