- Meteory, Grecja – bajeczne klasztory w górach
- Delfy, Grecja – zwiedzanie wykopalisk
- Ateny, Grecja – zwiedzanie, atrakcje, zabytki
- Korynt, Grecja – zwiedzanie i zabytki
- Epidauros, Grecja – teatr z idealną akustyką
- Tiryns, Grecja – gród – pierwsze małe rozczarowanie
- Mykeny, Grecja
- Tegea, Grecja – ruiny teatru, świątynia Ateny
- Olimpia, Grecja, Peloponez – zabytki, atrakcje, zwiedzanie
Wysiedliśmy przy samym terenie archeologicznym, ale na zwiedzenie było już za późno. Feralna godzina znów dała nam się we znaki. Powoli nadciągał zmierzch, więc znów skazani byliśmy na poszukiwanie miejsca do rozłożenia namiotu. Na nasze szczęście, okolice warownego zamku zewsząd otoczone były sadami limonkowymi. Zaszyliśmy się w jednym z nich tak, by nie było nas widać ani z ulicy, ani z okien pobliskiego domu właścicieli. Drugim stopniem ostrożności było usadowienie namiotu z dala od kapilarów nawadniających drzewa. Nigdy nie wiadomo, o której godzinie mogą zwolnić zawory.
Świt nadszedł szybko, choć w nocy nawiedzał nas tajemniczy gość, wałęsający się wokół namiotu, co przez pewien czas nie pozwalało nam zasnąć. Szybkie śniadanie, polowa toaleta i uderzyliśmy na gród.
Gród w Tirynsie
Gród w Tirynsie. Pierwsze małe rozczarowanie. Zamiast „dzień dobry” pan w kasie kazał sobie zapłacić za dwa bilety i długo trzeba było mu tłumaczyć, że Polska jest już w UE, i z tej racji bilet Ewy należy nam się za darmo. Nie poinformował nas również o tym, że przeważająca część grodu jest zamknięta dla turystów z powodu zawaleń i trwających renowacji. Ominął Nas zamek królewski, w którym znaleziono podstawę tronu. Zobaczyliśmy tylko część potężnych murów, ale raczej nie były to miejsca, których grubość sięga 17 metrów. Niesamowity jest jednak fakt, że mury przetrwały od 1200 r. p.n.e., mimo, iż składające się na nie bloki skalne ustawiano bez zaprawy murarskiej. Z unikalnych galerii – długich korytarzy, zamkniętych sklepieniem wspornikowych, dane nam było ujrzeć tylko jedną.
Opuściliśmy Tiryns zniesmaczeni, pocieszając się wzajemnie, że teraz zdążamy do Myken, gdzie czeka nas prawdziwa archeologiczna uczta. Na transport nie czekaliśmy długo, choć załapaliśmy się ledwie na podróż do Argos. Za to jakim środkiem transportu! Samochód dziewczyny, która zabrała nas ze sobą, pamiętał chyba jeszcze początek lat 50-tych. Sympatyczna, anglojęzyczna Greczynka w sympatycznym „autku”, posuwającym się z maksymalną prędkością 50 km/h, podwiozła nas pod samą stację kolejową.
W pociągu, tradycyjnie, niezbędna toaleta i odświeżanie skóry. Radzimy sobie, jak możemy. Niecałe 30 minut jazdy i postój zastał Ewę jeszcze podczas porannego przemywania twarzy. Konduktor wstrzymał odjazd, gdyż jako jedyni wysiadaliśmy na tej stacji. Tym sposobem znaleźliśmy się w Mykenach.