- Dżarasz – Jordania, Dzień 1
- Petra – Jordania, Dzień 2
- Wadi Rum i Morze Martwe – Dzień 3 i 4
Pierwszy dzień spędziliśmy w Jerash. Udało nam się od rana załatwić sprawy na lotnisku oraz zobaczyć ruiny starożytnego miasta Geraza. Po 17:00 wyruszyliśmy w stronę Petry.
Przed samą Petrą przywitała nas ogromna mgła i opady śniegu. Nasze najgorsze koszmary miały się spełnić. O ile opady były do przeżycia, tak mgła mogła znacząco obniżyć widoczność..
O dziwo skręcając na jednym ze skrzyżowań przed miastem, zupełnie jak ręką odjąć, zniknęła i mgła i opady…
Petra by night – zwiedzanie Petry nocą
Chwilę przed 21:00 byliśmy przed Petra Visitor Center. Na miejscu okazało się, że Petra by Night odbywa się w poniedziałki, środy i czwartki a nie jak początkowo myśleliśmy w piątki. Przeszliśmy się po obszarze dziwiąc się, że jest otwarty, bez ochrony a wszystkie stoiska z pamiątkami są niezabezpieczone.
Pojechaliśmy szukać hostelu. Zjedliśmy wieczorem jeszcze szybką kolację w pobliskim barze. Kanapka z podobnym zestawem jak w Jerash plus napoje kosztowała tu 9 JOD.
Petra Nocleg
Pewnego dnia zobaczyłam zdjęcia z kapsuł w Petrze i wiedziałam, że będę chciała tam nocować. Klimat niesamowity! Szybko więc rezerwowałam miejsce – zależało mi na narożnej kapsule. Tu nazywali to „królewską kapsułą”. Nocleg z widokiem na miasto i góry kosztował tu 26 JOD. Do tego śniadanie gratis.
- Widok boski, jednak o tej porze nieco chłodno. Łazienki natomiast pozostawiały sporo do życzenia…
Sobota rano, wbrew planom nie udało nam się przybyć do Petry o 7:00. Zaspaliśmy. Przez bramki weszliśmy około 8:16.
Petra, krótka historia
Petra jest stolicą tajemniczego miasta Nabatejczyków. Bardzo długo była ukrywana przez Beduinów a że wiodą do niej labirynty skalne, wcale nie było to takie trudne.
w 1812 dotarł do niej Johann L. Burckhardt. Wcześniej uczył się języka arabskiego, przeszedł na islam i długo pracował nad tym by zdobyć zaufanie Beduinów którzy strzegli tajemnicy Petry. Szwajcar zdołał przejechać przez teren ruin pod pretekstem złożenia ofiary przy grobie Aarona.
Petra była stolicą państwa Nabatejczyków – ludu pochodzenia arabskiego, który w starożytności zamieszkiwał tereny dzisiejszej Jordanii. Petra wzbogaciła się na handlu karawanowym, kontrolując przepływ:
- przypraw korzennych oraz kruszców (miedzi) z głębi Półwyspu Arabskiego nad Morze Śródziemne
- asfaltu do mumifikacji zwłok do Egiptu
- towarów luksusowych (kość słoniowa, jedwab kadzidła, mirra) do Grecji i Rzymu.
To handel przyczynił się do wzmocnienia pozycji Petry. Od II w p.n.e do I w n.e. przypada okres jej największego rozkwitu. Wtedy też powstały tu największe grobowce.
Upadek Petry pokrywa się z okresem przejęcia Jerash przez Rzymian. W 106 roku cesarz Trajan zniszczył królestwo Nabatejczyków co spowodowało upadek Petry przy jednoczesnym rozkwicie Gerazy.
Petra – bilety wstępu, koszty
Do Petry można zakupić bilet na miejscu przy kasie lub skorzystać z Jordan Pass. Koszt biletu do samej Petry waha się od 40 do 90 JOD. Jeśli zostajecie tu jeden dzień – płacicie wyższą kwotę. Jeśli jednak wrócicie do kasy z biletem następnego dnia – odzyskacie 50 JOD. Ma to na celu zatrzymanie turystów w mieście na dłużej.
My skorzystaliśmy z drugiej opcji . Zakupiliśmy Jordan Pass w cenie 70 JOD (375 zł), która zawiera wizę (jeśli lądujesz w Ammanie musisz zakupić wizę w kwocie 40 JOD, jeśli lądujesz w Ejlat – Akaba i zostajesz minimum 3 noce wiza jest darmowa), jednodniowy bilet wstępu do Petry oraz bilet do Jarash.
Jak się dostać do Petry
My jak już wiecie zdecydowaliśmy się wypożyczyć auto – to zdecydowanie najlepszy sposób na poruszanie się po Jordanii. Jeśli jesteś sam lub w parze, warto zajrzeć na fora czy grupy turystyczne na Facebooku i umówić się z inną parą na współdzielenie kosztów. Zawsze można się również dogadać z kimś w samolocie – zapewne ma podobne plany i wraca tym samym lotem co ty 🙂
Do Petry można się również dostać busami i taxówkami. Tu jednak nie nasz sposób podróżowania. Wiadomo jest, że najpierw trzeba się dostać z lotniska do centrum Ammanu – busy kursują podobno co 30 min. Potem z Ammanu busem do Petry jednak tu kursy są rzadziej – my natomiast mieliśmy napięty plan. Taksówki to już dużo wyższy koszt. Na tej trasie ceny wahają się od 80 do 100 JOD.
Petra w jeden dzień – plan zwiedzania
Czytaliśmy wiele opisów Petry. Wszędzie mówiono, ze nie da się zobaczyć wszystkiego w jeden dzień. Nie da? Hold my Beer! Na teren weszliśmy dość późno bo zaspaliśmy. Po 8:16 wchodziliśmy przez bramę po skasowaniu biletów. O ile do Jaresh można było wejść machając ochronie chociażby kartka z przewodnika (Panowie nas zapytali czy mamy bilety ale ich nie sprawdzili. Po poinformowaniu ich, ze posiadamy Jordan Pass wpuścili nas do środka) tak tutaj dokładnie sprawdzali czy posiadamy bilety.
Początkowy odcinek trasy od wejścia do bram wąwozu Siq to dla wchodzących krótka etiuda i przedsmak tego co ma się zaraz wydarzyć a dla wychodzących chyba najgorsza męka. Przed wyjazdem czytałam o tym, ze po wyjściu z Petry najgorsze jest wdrapać się do hostelu do miasta z czego wiele osób rezygnuje kupując Taxi. Na nas na parkingu czekało auto, którym dalej kierowaliśmy się na Wadi Rum więc kryzys dopadł nas po wyjściu z wąwozu.
Petra Grobowiec Obelisków
Nie oznacza to jednak, ze trasa ta to pusty przebieg 😉 Na samym początku mijamy Grobowiec Obelisków, a poniżej Triclinium z fasadą z elementami grecko-rzymskich świątyń. Wspominałam już chyba, ze najbardziej cenię tę architekturę gdzie miesza się kilka nurtów. Tu bedziemy mieli do czynienia ze sztuką nabatejską w której orientalny nurt miesza się z tym śródziemnomorskim, z którego czerpali Nabatejczycy.
Warto tu wspomnieć ze Triclinium w wolnym tłumaczeniu z łaciny oznacza sale biesiadną z ławami wzdłuż trzech ścian. Prawdopodobnie Nabatejczycy mieli w zwyczaju upamiętnianie zmarłych biesiadujących w grobowcach.
Ponad ścieżką podziwiać można bloki skalne w formie prostopadłościanów – dżiny, które nabatejczycy wykonali jako ołtarze dla bóstw.
Wąwóz Siq
W przewodnikach można przeczytać ze pod bramę Siq dociera się po 20 minutach. My byliśmy nieco szybciej mimo, że nieco czasu zajęło nam sfotografowaie pokazu rzymskich legionistów 🙂
Weszliśmy do wąwozu. Nigdy nie byłam tal rozdarta. Iść powoli i chłonąc spektakularne widoki majestatycznych firm skalnych Siq czy przebierać nóżkami do Grobowca Faraona. Nawet kiedy przypominałam sobie co na mnie czeka dalej 100 m skalna rozpadlina nie dała przejść wzdłuż zupełnie obojętne. Przypominałam sobie skalne miasto i skaly Belgoradczik ale to oferowała Petra było zupełnie inna bajką.
Tam były miejsca, punkty które powalały na kolana tu, nawet nie wiem czy były miejsca, które pozwalały odpocząć aparatom… wąwóz Siq to kilometrowa droga wijąca się w licznych zakrętach. Wzdłuż ścian kanionu prowadzi wykuty w starożytności kanał wodny niekiedy widać pozostałości prawdopodobnie posągów bóstw. Przed wiekami wiodła nim ceremonialna droga do miasta…
Wąwóz Siq – brukowane kanały wodne
Siq to 80 metrowy, wąski naturalny wąwóz wyryty w spektakularnych złotych skałach Petry. Niezależnie od tego, czy pokonujesz go pieszo, wozem czy na wielbłądzie, będziesz mógł podziwiać skalne formacje Petry przez około 1200 metrów. Nabatejczycy byli architektami, dlatego też wzdłuż wąwozu wyrzeźbione są kanały wodne. Jeśli odwiedzisz Petrę w deszczowy dzień, będziesz mógł sprawdzić, że nadal funkcjonują.
Na samym końcu kanionu znajduje się Grobowiec Faraona. Można go podziwiać z tarasu widokowego, na wprost z placu albo podejrzeć fragmenty z trasy Siq spomiędzy skałami kanionu.
Nie wiem który widok jest najlepszy. Ale chyba ten pierwszy – z trasy kanionu. Mimo, ze najbardziej „oklepany” przez przewodniki wycisnął mi łzy z oczu… Na szczęście reszta ekipy próbowała uwiecznić kolejne bajeczne widoki Siq wiec udało mi się wytrzeć je w chustę zanim spojrzeliśmy sobie w twarz 😉
Petra – Grobowiec Faraona
Grobowiec Faraona nie ma nic wspólnego z rzymskimi bóstwami. Według beduinskich legend, budowla skrywała skarb. Dokładniej skarb miał się znajdować w wazie, która zwieńcza fasadę grobowca. Legenda ta wykluła kolejne opowieści według których liczni poszukiwacze skarbów strzelali do wazy z karabinów…
Jeszcze wtedy uważałam, że Grobowiec faraona jest najmocniejszym punktem Petry. Im jednak szliśmy dalej, okazywało się jak bardzo się myliłam.
Udało nam się opuścić centralny punkt i udaliśmy się dalej. Jeszcze kawałek ciągnie się Siq z pozostałościami innych grobowców, lub też grobowcami niewykończonymi…
Około pół kilometra dalej znajduje się wykuty w skale teatr z I w p.n.e.
Kawałek wcześniej możemy równie skręcić w lewo w kierunku Wyżyny Ofiarnej. Wystarczy 200 m wcześniej wejść po schodkach obok kawiarenki. Zostawiliśmy to sobie w drodze powrotnej. Nie wszyscy – z dodatkowej trasy skorzystał Darek – czyli osoba w najgorszej formie z całego towarzystwa – po operacji kolan 😀
Za teatrem możemy udać się albo w kierunku Grobowców albo iść dalej głównym szlakiem. My udaliśmy się ulicą kolumnową przez łuk triumfalny wzniesiony na cześć cesarza Hadriana.
Tu kolejno mijamy pozostałości Wielkiej Świątyni, za łukiem Zamek Córki Faraona oraz ruiny fortu krzyżowców.
Pozostałości schodów do Wielkiej Świątyni zrobiły na mnie również ogromne wrażenie, jak te w Jerash…
Przechodzimy obok nimfeum przy którym rośnie 450-letnie drzewo oliwkowe.
Nie wiedzieliśmy gdzie damy radę dotrzeć. Wiedzieliśmy kiedy musimy wracać. Postanowiliśmy zobaczyć jeszcze Lwi Grób, jednak w związku z tym, ze był lekko ukryty minęliśmy go. Gdzieś na tarasie widokowym odpaliliśmy mapy by sprawdzić jak jesteśmy daleko i okazało się, że do Monastyru zostało niewiele. Postawnoiwiliśmy go więc zobaczyć.
Od tarasu widokowego zaczynały się schody. Dosłownie i w przenośni. Jakoś dawaliśmy radę. Trudy wynagradzały widoki.
Monastry (Ad-Deir)
Monastry to nagroda za trud podejścia. Myśleliśmy, ze droga będzie wymagać go więcej natomiast do samego końca prowadziła ścieżka i schody. Monastyr znajduje się na samym pustkowiu a jego fasada ma 48m.
Wbrew nazwie był to kolejny grobowiec. Największy w Petrze ale nigdy nieukończony. Naprzeciw znajduje się kilka punktów widokowych.
Jednym z nich to kawiarenka. Fajnie więc było się napić kawki z takimi widokami 🙂
Jak dobrze sobie to rozplanowaliśmy – zupełnie przypadkiem. W drodze powrotnej zaszliśmy przez ruiny kościoła bizantyjskiego w stronę Grobowców Królewskich.
Minęliśmy ekipę z samolotu, która dopiero szła do Monastyru. Dobrze było wiedzieć, że to podejście jest już za nami i że kierujemy się w stronę wyjścia.
Grobowce Królewskie
Linia skał z wykutymi grobowcami królewskimi najmniej znana, jednak chyba zrobiła na mnie największe wrażenie.
Szliśmy od drugiej strony, więc kolejno mijaliśmy – Grobowiec Pałacowy. Jego górna część została nadbudowana z kamiennych bloków, ponieważ skała była za niska.
Zaraz obok znajduje się Grobowiec Koryncki, który przypomina skarbiec.
Za nimi znajduje się najbardziej zniszczony Grobowiec Jedwabny.
Na końcu znajduje się Grobowiec Urnowy, którego nazwa pochodzi od ogromnej urny wieńczącej 25-metrową fasadę. Przed nim znajduje się ogromny taras.
Wnętrze grobowca
Widok z tarasu widokowego przed Grobowcem Urny
Wracając Darek skusił się, żeby jednak wejść na Wyżynę Ofiarną. Miało być blisko, ruszając usłyszał, że max 20 minut. Po 30 minutach usłyszał, że jeszcze 15 🙂 My na dole czekaliśmy popijając kawę w kawiarence a ja sama się trochę zaczęłam obawiać – nie wracał długo, nie miał komórki a noga już mu dawała się po znaki po całym dniu chodzenia.
Udało mu się dotrzeć do prastarego miejsca kultu – znacznie starszego niż samo miasto. W najwyższym punkcie dostrzec można wykuty w skale ołtarz. To tu bogini Allat i bogu Duszarowi nabatejczycy składali ofiary.
Czas mijał, a Darka nie było. Chcieliśmy już po niego wysłać pogotowie osiołkowe, jednak ostatecznie się pojawił 🙂 Ponieważ zrobiło się późno, wracaliśmy dość szybko. Udało się jednak jeszcze trochę poczuć klimat majestatycznych skał w wąwozie Siq. Ostatni rzut oka na grobowiec…
Pojawiły się pierwsze wozy, które wyjechały naprzeciw zmęczonym turystom.
Beduini proponowali osły i konie, a ja walczyłam ze sobą, żeby jednak i dojść o własnych siłach. Udało się. Wyszliśmy po 16:00, by zdążyć na Wadi Rum na 18:00.
10 km przed lokalizacją, z której mieli nas odebrać ludzie ze Stardust Camp złapaliśmy gumę.
Auto zostawiliśmy na podwórku właścicieli w mieście za zamkniętą bramą.
Po 19:00 byliśmy na campingu. Zjedliśmy kolację i wieczór spędziliśmy przy Sziszy.