- Meteory, Grecja – bajeczne klasztory w górach
- Delfy, Grecja – zwiedzanie wykopalisk
- Ateny, Grecja – zwiedzanie, atrakcje, zabytki
- Korynt, Grecja – zwiedzanie i zabytki
- Epidauros, Grecja – teatr z idealną akustyką
- Tiryns, Grecja – gród – pierwsze małe rozczarowanie
- Mykeny, Grecja
- Tegea, Grecja – ruiny teatru, świątynia Ateny
- Olimpia, Grecja, Peloponez – zabytki, atrakcje, zwiedzanie
Witaj Olimpio! To początek końca Naszej siedmiodniowej podróży przez najpiękniejsze zakątki Hellady. Pierwsze kroki skierowaliśmy na teren obszernych wykopalisk, muzealną ucztę zostawiając sobie na deser.

Olimpia, Grecja – Paleastra


Wkroczyliśmy na teren palestry. Zbudowana w III wieku p.n.e., składała się z głównego dziedzińca, okrążonego pokojami. Tu atleci trenowali zapasy, boks i skoki. Pozostał po niej las kolumn. Nie są one tak ogromne, jak kolumny głównych świątyń, jednak robią niesamowite wrażenie. Za nią ruiny łaźni z V w p.n.e., Theikoleonu – oficjalnej rezydencji głównego duchownego Olimpii oraz ruiny pracowni Fidiasza. To tu powstał jeden z siedmiu cudów świata, kolosalny posąg Zeusa, który znajdował się wewnątrz świątyni. Obecnie jego szczątki mieszczą się w muzeum, w pobliżu wykopalisk. Ogromne płaty kości słoniowej, na wizualizacji graficznej przedstawione są jako niewielkie plamki.
Olimpia, Grecja – Świątynia Zeusa
Sama świątynia Zeusa nie zachowała się najlepiej, a części wielkich kolumn rozsypane są bezładnie. Po drodze jeszcze Leonidaion – budynek dla oficjalnych gości, przybywających do sanktuarium, Bouleuterion z salą rady i ołtarzem Zeusa Horkiosa, gdzie atleci składali przysięgi przed zawodami oraz ruiny Południowej Stoi.
Wschodnia Stoa Heptacheosa oddzielała stadion od ołtarza Artemidy. Na jego ruinach w I w. n.e. Neron nakazał wybudować dla siebie willę. Stadion, to obecnie ogromny, pusty plac. Nic dziwnego. Oprócz kamienia Hellanodikai, stojącego naprzeciw ołtarza Demeter, nie było tam miejsc siedzących.
Olimpia, Grecja – Ruiny Metronu
Na prawo od wejścia na stadion znajdują się ruiny skarbców. Obok nich ruiny Metronu – ołtarza Cybele – matki bogów oraz Nymfajonu, zbudowanego przez Heroda Atticusa w 160 r n.e. Dalej Świątynia Hery, jedna z wcześniejszych doryckich budowli w Grecji. Pomiędzy dwiema świątyniami znajdował się ogromny ołtarz Zeusa oraz Pelopion, grób Pelopsa, datowany na V w p.n.e. Naprzeciw Palestry ruiny Filipejonu, okrągłego budynku, w środku którego znajdowało się 5 posągów Aleksandra i jego przodków, wyrzeźbionych przez Leocharesa. Na samym końcu Prytanejon. Tu palił się niegasnący nigdy płomień oraz znajdowało się święte serce.
Olimpia, Grecja – Muzeum archeologiczne
Na koniec wizyta w muzeum archeologicznym. Oprócz wspomnianych już szczątków posągu Zeusa znajduje się tu głowa Hery z VI w p.n.e. oraz statua Hermesa Praksytelesa z IV w. p.n.e., znalezione w świątyni Hery. Ciekawe są również liczne znaleziska z pracowni Fidiasza, w tym kubek z wyrytym imieniem rzeźbiarza.
W ostatnich salach muzeum zgromadzono przedmioty związane ze sportem. Są to m.in. haltery, czyli ciężarki do skoku w dal oraz dyski, kamienne ciężary do podnoszenia. Można się również zapoznać z licznymi inskrypcjami pogrzebowymi. Jedna z nich poświęcona jest bokserowi Kamelosowi z Aleksandrii, który zmarł na stadionie wkrótce po tym, jak zmówił modlitwę do Zeusa o zwycięstwo lub śmierć.
Skatowani dniem, zarazem ogromnie szczęśliwi, żegnaliśmy Olimpię, idąc pieszo na koniec wioski, by tam zatrzymać nasz ostatni samochód do Pyrgos. A stamtąd już tylko pociąg, byle najwcześniejszy, przez Patrę, Korynt, Ateny, i dalej, do naszego hotelu. Mijające Nas samochody nastrajały optymistycznie; wydostanie się z tak często uczęszczanego miejsca m u s i a ł o być łatwe. Tym bardziej, że od Pyrgos dzieliło Nas kilkanaście kilometrów.
To największe ryzyko, na jakie się porywaliśmy i jakie, podświadomie, oboje wyczuwaliśmy z chwilą wejścia do tego samochodu. Rozlatujące się bmw z kierowcą niegodnym zaufania od pierwszego wejrzenia; dodatkowo niemożność wejścia na tylne siedzenia, przez co Ewa zmuszona byłą usiąść na moich kolanach. Początkowo nic się nie działo: mężczyzna palił papierosa, radio ryczało, poza tym żadnych rozmów, bo człowiek znał może pięć wyrazów po angielsku. Już 2 km dalej dał nam jednak do zrozumienia, że nie dojedziemy do samego Pyrgos, chyba że ja będę robił za szofera.
4 km. Mniej więcej tyle, w sumie, przejechaliśmy z naszym „kierowcą”. Po oczywistym sprzeciwie na propozycję takiej zamiany miejsc, musieliśmy wysiąść na najbliższym parkingu dla TIRów. Szczęściem, była to już dwupasmowa droga na Pyrgos. Podczas, gdy ja, nie śpiesząc się wychodziłem z samochodu, Ewa wybierała już nasze bagaże z tylnego bagażnika. Nic się już jednak nie wydarzyło. Staliśmy za to w idealnym miejscu na podwiezienie do samego miasta.
Staliśmy, i staliśmy. I nic. Nadciągnął już głęboki zmierzch i groził nam nocleg na pobliskim polu. Całodniowe zmęczenie dawało o sobie coraz wyraźniej znać. Łapaliśmy stopa bez względu na coraz większe ciemności. Opłaciło się. Para nastolatków, w nowiutkim, sportowym renault, która jakieś 20 minut wcześniej jechała w stronę Pyrgos, wracała teraz i…zawróciła po Nas. Trzeba było widzieć Nasze miny i posłuchać wewnętrznych dociekań nad powodem tego powrotu:) W okamgnieniu znaleźliśmy się w Pyrgos. Mało tego; wąskimi uliczkami przeciskaliśmy się teraz w stronę głównego dworca. Dobrze, że trafił się ktoś, kto tak chętnie zobowiązał się dowieźć Nas tam i dzięki czemu oszczędził Nam wieczornego błądzenia, z pełnym obciążeniem bagażami, po mieście.
Najbliższy pociąg do Aten odjeżdżał dopiero po północy. Wycieńczeni, acz szczęśliwi z przebiegu ostatnich dni, siedzieliśmy w poczekalni z biletami powrotnymi w rękach, wspominając to, co było naszym udziałem i planując, kiedyś tam, powrót, by odwiedzić miejsca, przez które nasz szlak nie prowadził. Za dwa dni czekał Nas lot powrotny do Polski, a wraz z nim ulotna atmosfera przeżywanych jeszcze, na bieżąco, dni…