Albania wyszła nie do końca planowana. To był jeden z tych wyjazdów, które jako cel obraliśmy bez zbędnych dywagacji, czy warto. Po wcześniejszej Chorwacji i „liźnięciu” Czarnogóry, raz jeszcze postawiliśmy na Bałkany. Tym razem te mniej wówczas odkryte, niezatłoczone, a dla wielu znajomych – wtedy – ryzykowne. Nic takiego.
Do Albanii przez Czarnogórę – Najpierw (jednak) Czarnogóra
Z Polski wyjechaliśmy możliwie najszybszą i komfortową trasą – autostradami przez Czechy, Słowację, Węgry (E75), małym przejściem Röszke – Horgoš do Serbii (tam dalej autostradą A1/E75) i w stronę Czarnogóry. Tym razem nie decydowaliśmy się na wjazd do Kosova, zostawiając sobie tę część na przyszłość. Krótki przestój w stolicy Wojwodiny, Novim Sadzie, który robi na nas nieprzyjemne, a nawet przygnębiające wrażenie, na pewno niezachęcające do dłuższego postoju. Koczowiska i tabory, brudno i na pierwszy rzut oka ubogo. Ale tu wrócimy, bo w środku jest podobno znacznie piękniej. Tymczasem pędzimy do granicy z Czarnogórą: najpierw A1, potem, za Belgradem wpadamy na A2. Jedzie się płynnie, bo autostrady w Serbii są wyjątkowo dobre. Kierujemy się na Čačak, potem w stronę miasta Uzice (E-763) i dalej wzdłuż rzeki Lim, w stronę przejścia granicznego. Małe przejście Brodarevo udaje się przejechać praktycznie bez postoju. Bardzo dobry prognostyk.
Namiot na zakręcie
Czarnogóra wita nas przepięknymi widokami. Jazda czarnogórskimi wąwozami, licznymi tunelami, jest ekstremalnie malownicza. Przystajemy na jednym, drugim, trzecim parkingu widokowym. Drogi są kręte, ale spokojne, zielone; poza kanionami trafiamy na pojedyncze raczej zabudowy. Ostatecznie, niedaleko za granicą, decydujemy się na nocleg. Pada na okolice Dobrakova i położoną niemal na zakręcie, wyglądającą trochę jak tani nocleg, Restoran Karavan (Bijelo Polie). Okazuje się być typowym motelem z restauracją, choć akurat pełnym. Mimo to właściciel pozwala nam rozłożyć tuż obok motelu namioty, a rankiem możemy skorzystać z łazienki i prysznica (do rzeki zejście jest zbyt strome, a i kąpiel w niej ryzykowna). Oczywiście w zamian stołujemy się w jego restauracji, jedząc – a jakże – pleskavicę. Wyjazd. Do granicy z Albanią mamy jakieś 150 km.