Agadir… Centrum turystyczne all inclusive. Nic więc dziwnego, że atrakcje iście all-inclusovskie. Krokodylarium, plaża, promenada… Dopóki spacerowaliśmy wzdłuż promenady, oprócz natrętnych wciskaczy wszystkiego co można, nic nam nie przeszkadzało.
Ale postanowiliśmy wybrać się na Souk. Wystarczyło odbić od głównej ulicy i oczom naszym ukazało się obskurne miasto. Turlaliśmy się wzdłuż wysuszonej rzeki w upale i okazało się, że Souk zamknięty… Trafiliśmy przy okazji po drugiej stronie ulicy na jakiś lokalny targ ze starociami. Tak jak tam śmierdziało… Wróciliśmy więc do hotelu, zatrzymując się po drodze w barze.
Kolejną wizytę przełożyliśmy na dzień, w którym wypożyczyliśmy auto na okazję Paradise Valley. Oprócz Souk, odwiedziliśmy też Sztuczną Medinę.
Souk-El-Had, Agadir
Nie… To nie był ten targ o którym marzyłam wyjeżdżając do Maroko. Stoiska z lokalnymi ręcznymi robótkami czy przyprawami należały do mniejszości. To co nas zalało to tania chińszczyzna.. Udało się jednak kilka perełek wyłowić…
Agadir Medyna
Najmocniejszym punktem Agadiru jest punkt praktycznie w ogóle nieznany… To Sztuczna Medyna. Została ona zbudowana po trzęsieniu ziemi, które w 1960 roku praktycznie zrównało Agadir z ziemią. Medynę zaprojektował włoskiego architekta Coco Polizzi’ego na początku lat 90.
Mieliśmy się wybrać wieczorem tego dnia co byliśmy w Paradise Valley skoro mieliśmy auto. Wybraliśmy się, jednak była zamknięta. Nie mogłam zrozumieć jak można zamknąć medynę na wieczór. Okazało się, że jest to twór tak sztuczny, że służy jedynie jako miejsce dla kilku targowych stoisk z ręcznymi lokalnymi wyrobami. Sztuczny ale cudowny! Zawsze uważałam, że połączenie dwóch kultur daje najelszpe efekty w architekturze. Stąd włoska precyzja z marokańskimi zdobieniami niczym mudejar czy wenecki gotyk rzuca na kolana. Czysto, schludnie, ładnie, odpłatnie. Ale warto! Mimo, że medyna znajduje się na końcu wszystkiego, gdzie mało kto dociera!